Wczoraj 0 kcal do 16, ale potem podłamana ciągłym zagrożeniem z matmy dałam się namówić kolegom na piwo
A potem naleśniczki, delicje, herbatniki w czekoladzie. Kiedy wpychałam je w siebie czułam jak mój żołądek się buntuje. Ale już na piwie wiedziałam, że skończy się znowu tuleniem porcelany. I tak wspaniałe 2 tygodnie bez napadów i rzygania zostały zaprzepaszczone.
Dziś lepiej. Nadal nie zdaję, nadal On mnie denerwuje. Ale przyjaciółka przyszła po szkole i zrobiłam jej królewski obiad, usmażyłam kotlety sojowe i zrobiłam makaron z sosem. Ogromną porcję, zjadła wszystko, a ja patrzyłam. Chyba podejrzewa coraz więcej... W każdym razie po drodze do mojego domu zajrzałyśmy do piekarni i byłam zachwycona, bo ona kupowała sobie takie pyszne rzeczy! Sprawia mi niesamowitą przyjemność patrzenie jak je i oddawanie jej mojego jedzenia. Lubię przygotowywać ludziom jedzenie, lubię przynosić jej słodycze, lubię robić zakupy jedzeniowe. Jedzenie jest wtedy zabawką, przedmiotem, prezentem. Lubię to uczucie, gdy patrzę jak ktoś je i sama nie czuję głodu, potrzeby zjedzenia czegoś. Ostatnio zdarza mi się to coraz częściej!