środa, 6 kwietnia 2011

3. Upadek

Nie zasługuję na Wasze pochwały ani podziw. Co z tego że wytrzymuję w piekarni, skoro potem wieczorem czyszczę szafkę ze słodyczami i pochłaniam gigantyczne ilości czekolady? 
Wczoraj 0 kcal do 16, ale potem podłamana ciągłym zagrożeniem z matmy dałam się namówić kolegom na piwo (z Nim, z Nim, gdyby nie szedł, odmówiłabym na pewno!).  Znowu spoliczkował mnie słowami, patrząc mi w oczy mówił, że dla niego upadkiem moralnym są przygody po pijaku i nie chodzi mu tylko o seks, ale wszystko czego by nie zrobił na trzeźwo. Że to najgorsze co można zrobić i jeśli jemu się to zdarza, to jest na siebie wściekły i zawstydzony. Aha, dzięki. Miło, że byłam twoim upadkiem moralnym. Bardzo miło. Kochać kogoś takiego jak ty też jest dla mnie upokorzeniem...
A potem naleśniczki, delicje, herbatniki w czekoladzie. Kiedy wpychałam je w siebie czułam jak mój żołądek się buntuje. Ale już na piwie wiedziałam, że skończy się znowu tuleniem porcelany. I tak wspaniałe 2 tygodnie bez napadów i rzygania zostały zaprzepaszczone.
Dziś lepiej. Nadal nie zdaję, nadal On mnie denerwuje. Ale przyjaciółka przyszła po szkole i zrobiłam jej królewski obiad, usmażyłam kotlety sojowe i zrobiłam makaron z sosem. Ogromną porcję, zjadła wszystko, a ja patrzyłam. Chyba podejrzewa coraz więcej... W każdym razie po drodze do mojego domu zajrzałyśmy do piekarni i byłam zachwycona, bo ona kupowała sobie takie pyszne rzeczy! Sprawia mi niesamowitą przyjemność patrzenie jak je i oddawanie jej mojego jedzenia. Lubię przygotowywać ludziom jedzenie, lubię przynosić jej słodycze, lubię robić zakupy jedzeniowe. Jedzenie jest wtedy zabawką, przedmiotem, prezentem. Lubię to uczucie, gdy patrzę jak ktoś je i sama nie czuję głodu, potrzeby zjedzenia czegoś. Ostatnio zdarza mi się to coraz częściej!