środa, 30 marca 2011

2. Najem się zapachem

Jedzenie nie ma nade mną władzy. Rzuciłam się w wir nauki, a kursując na piechotę między szkołą, biblioteką a domem zrobiłam dziś 8 km (tak twierdzi google maps). Po drodze wstąpiłam do 3 piekarni, w których było dużo ludzi, więc nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Mogłam chwilę postać i popatrzeć na te pyszności, a przede wszystkim wdychać mój ukochany zapach świeżych bułek i ciastek. A potem wyjść z pustym brzuchem i poczuciem zwycięstwa. Kocham te chwile!

Najadam się zapachem jedzenia albo patrzeniem, jak moja przyjaciółka je. Waży 48 kg, jest przepięknie chuda, choć ja chciałabym być jeszcze chudsza. Przynoszę jej wszystkie smakowite rzeczy, które kupuje mi mama. Croissanty, batony, czekoladę. A potem patrzę jak je i sprawia mi to niesamowitą satysfakcję.

Jestem dziś taka lekka, byłabym jeszcze lżejsza gdybym nie skusiła się na "pokazówkę" dla mamy i nie zjadła 2 kawałków czekolady (na szczęście gorzkiej!). Ale i tak dzień zaliczam do udanych, mam nadzieję jutro zobaczyć na wadze NAJWYŻEJ 55,5kg!

PS Nie rozumiem opcji z godziną na tym blogu, wysyłam posta o 22:55, a on twierdzi, że jest 13... Szkoda że jestem techniczną fajtłapą, bo chętnie bym to zmieniła. 

poniedziałek, 28 marca 2011

1. Czarny chleb i czarna kawa

Czarny chleb i czarna kawa
opętani samotnością,
myślą swą szukają szczęścia,
które zwie się wolnością. 

Każdy dzień to nieustanna wojna. Wojna z samą sobą, z otoczeniem, z Nim. Walczę z Nim i przegrywam, bo wciąż On rozdaje karty i totalnie mnie niszczy. Chciałabym być dla niego równie ważna, jak on dla mnie. A jestem tylko elementem tła, przeciętnym, dziwnym, niepotrzebnym. 

Każdy dzień to wojna, tysiące porażek, gdy postanawiam coś zjeść, znów zawalam coś w szkole, poddaje się w połowie wyznaczonego minimum ćwiczeń. Ale też tysiące zwycięstw. Gdy dziewczyny podtykają mi pod nos moją ukochaną czekoladę truskawkową Wedla, kiedyś potrafiłam zjeść tabliczkę na raz. A ja kręcę głową na NIE w rytm burczenia brzucha. Albo gdy wchodzę do piekarni by najeść się zapachem i wyglądem ciastek, wiedząc że mam w kieszeni wystarczającą ilość pieniędzy, żeby kupić sobie kilka słodkich bułek czy ciastek, i nie kupuję nic. Tysiące porażek, tysiące zwycięstw każdego dnia. O tym, czy wygrałam i tak rozstrzyga bezlitosny sędzia, każdego ranka ogłaszając wyrok na elektronicznym wyświetlaczu.  

Dziś:

  • cappuccino na chudym mleku - 82 kcal 

  • tofu z odrobiną szpinaku i plackiem indyjskim podobnym do pity - 34 kcal +  10 kcal + 200?

Razem: 326 kcal

Szkoda, że przekroczyłam 300 :(. Zagadką jest ten placek, wiem że ważył 100g. Gdzieś w internecie znalazłam informację, że ma 170 kcal, pita robiona z innej mąki ma 250, więc szacuje, że miał 200.  Mama przyniosła mi też dwa croissanty, ale schowam je do szuflady i zaniosę jutro przyjaciółce jeśli się będą nadawały do jedzenia, jak nie to nakarmię ptaki. Jestem dumna, że ich nie zjadłam, kocham croissanty! Ale jeden to prawie 300 kcal, nie ma mowy żebym to zjadła!

niedziela, 27 marca 2011

0. Hey there Delilah

Ile to już razy zaczynałam wszystko od początku?
Dwa. Cztery. Dziesięć. Dużo. Za dużo!
Cześć, jestem Delilah i ważę zdecydowanie więcej niż mogę zaakceptować.
Ale to się zmieni. Już niedługo. To jedno mogę Wam obiecać!

57 kg, 169 cm wzrostu. 18 lat. Matura za miesiąc. I dwa marzenia: żeby On mnie kochał i być chuda. Tylko jedno z nich zależy ode mnie, tylko jedno może się spełnić. A wtedy będę mieć gdzieś to drugie.